Kochani Moi, przybyli tutaj, aby pożegnać
ś.p. mgr Zofię Gerstenkornową
i oddać Jej należny hołd !
Urodziła się w niespokojnym czasie okresu zamachu 1926 r. 13 maja w Łodzi w rodzinie nauczycielskiej. Ojciec Bronisław Szwalm był znanym i cenionym kierownikiem (wówczas nie mówiono dyrektorem) Szkoły Powszechnej (dzisiaj nazywanej Podstawową), a matka Halina była nauczycielką, bardzo oddana dzieciom. Oboje rodzice byli wspaniałym małżeństwem i stanowili piękną polską, katolicką rodzinę. Zofia miała o rok młodszego brata Kazimierza. Przedwojenne (do 1939 r.) lata dziecięce oceniała zawsze jako niezwykle szczęśliwe. W tym czasie ukończyła 6-klasową szkołę podstawową i zaczęła edukację w prywatnym gimnazjum Czapczyńskiej przy ulicy Narutowicza 58. Wojna i wejście Niemców do Łodzi zmieniły wszystko. Rodzina Szwalmów musiała opuścić dopiero kilka lat wcześniej zbudowany niewielki dom przy ulicy Inżynierskiej 8, uciekając przed represjami wroga do tzw. Generalnej Guberni w mroźną noc styczniową Trzech Króli 1940 r. na wieś Wągry w pobliżu Koluszek, a później do wsi Michałów k. Skierniewic, żyjąc w nieopisanie trudnych warunkach bytowania. Mimo tego, ogromnego serca rodzice Zofii zadbali, by mogła ona (i jej brat Kazik) korzystać z tajnego nauczania. Dzięki temu, zaraz po opuszczeniu Łodzi przez okupantów niemieckich, mogła kontynuować swą edukację. W 1946 r. zdała maturę w Liceum Piłsudskiego przy ul. Sienkiewicza i wstąpiła na Wydział Matematyczno-Przyrodniczy Uniwersytetu Łódzkiego, aby tu w 1952 r. ukończyć studia biologiczne ze stopniem magistra i specjalnością w mikrobiologii z wynikiem bardzo dobrym. Pracę dyplomową wykonywała pod kierunkiem prof. B. Zabłockiego. Objęła zaoferowane jej zaraz stanowisko asystenta w katedrze mikrobiologii u profesora Moychy, lecz po wyjściu za mąż w 1953 r. za absolwenta filozofii i matematyki Tadeusza, wówczas asystenta w Politechnice Łódzkiej, i urodzeniu syna Andrzeja w 1955 r., zrezygnowała w 1956 r. z pracy naukowej, aby poświęcić się rodzinie i wychowaniu syna, a później dwóch córek. Po kilku latach przerwy w pracy zawodowej powróciła jednak w 1963 r. do pracy dydaktyczno-pedagogicznej w ówczesnym Technikum Przemysłu Spożywczego nr 1 przy ulicy Praussa 4 w Łodzi jako nauczycielka biologii i mikrobiologii, tworząc wspaniałą pracownię mikrobiologiczną i uzyskując w 1972 r. za wybitne osiągnięcia w pracy zawodowej tytuł profesora szkół średnich, ale co najważniejsze, ogromną miłość swoich uczniów i wychowanków, czego świadectwem były liczne spotkania z nimi inicjowane przez nich nawet po trzydziestu kilku latach. W Zespole Szkół Przemysłu Spożywczego przepracowała dwadzieścia kilka lat, ciesząc się wielkim uznaniem władz szkolnych, sympatią kolegów i koleżanek oraz całego otoczenia. Nie zadowalała się tylko pracą dydaktyczną. W szkole zorganizowała świetnie działające młodzieżowe koła Polskiego Czerwonego Krzyża, a sama poświęcała bardzo dużo czasu i serca tej organizacji wchodząc nawet do Zarządu Głównego w Warszawie i uzyskując bardzo wysokie odznaczenia za pracę społeczną, m.in. Srebrny Krzyż Zasługi (1972), Złotą Odznakę ZNP (1973), Honorową Odznakę Miasta Łodzi (1975), Nagrodę Drugiego Stopnia Ministra Oświaty i Wychowania za osiągnięcia w pracy dydaktycznej i wychowawczej (1977), Krzyż II stopnia PCK oraz Odznakę 50-lecia PCK, Odznakę Honorową PCK III i IV stopnia. Koledzy wybrali ją na prezesa szkolnego ogniska Związku Nauczycielstwa Polskiego (jedynej wówczas zawodowej organizacji nauczycielskiej), którym kierowała aż do burzliwych lat osiemdziesiątych.
Po przejściu na emeryturę w 1986 r. poświęciła się całkowicie rodzinie. Miała przecież troje dzieci: syna Andrzeja – lekarza, wykładowcę Akademii Medycznej (dziś Uniwersytetu Medycznego), córkę Joannę – matematyka, pracownika naukowo-dydaktycznego Uniwersytetu Łódzkiego, a później Uniwersytetu Medycznego w Gdańsku oraz niepełnosprawną córkę Marię, której oddawała swe matczyne serce.
Całe Jej długie życie było służbą trzem największym wartościom: Bogu, Ojczyźnie i Rodzinie. Kierując się wiarą, tymi wartościami oraz głębokimi przemyśleniami, gdy siły Jej na to jeszcze pozwalały pisała i publikowała swe rozważania w artykułach zamieszczanych głównie w prasie katolickiej, jak Niedziela, Aspekt Polski, Słoneczna Skała, Nad Odrą, Nowy Przegląd Wszechpolski, Zeszyty Maryjne, Apostolstwo Chorych, Ojciec Pio w Osowej, Dzień Pański-Biuletyn Liturgiczny, parafialne łódzkie Łukaszowe Sprawy, ale także w Marzenia i Fakty, Pacjent–Nasze Sprawy, Biuletyn PTTK w Łodzi, Wędrownik – Kwartalnik Krajoznawczy PTTK. Łącznie opublikowała 63 artykuły oraz wygłosiła przemówienia na okolicznościowych spotkaniach ze swymi wychowankami.
W trudach pracy zawodowej, społecznej i domowej kierowała się wskazaniami św. Pawła wyrażonymi przez niego w Liście do Rzymian, rozdz. 14, wersety 7 o 8: Albowiem nikt z nas nie żyje dla siebie i nikt nie umiera dla siebie. Bo jeśli żyjemy, dla Pana żyjemy; jeśli umieramy, dla Pana umieramy, przeto czy żyjemy, czy umieramy, Pańscy jesteśmy.
Miała ogromne zrozumienie dla potrzeb i działalności charytatywnych organizacji kościelnych, które przez lata wspierała ze swej skromnej nauczycielskiej emerytury. Była osobą bardzo wierzącą i religijną. Codziennie kilka razy modliła się na różańcu za wszystkich potrzebujących wsparcia z Nieba. Znane sobie osoby zmarłe polecała Bogu w mszach świętych wieczystych u księży pallotynów. Była wierną słuchaczką Radia Maryja i telewizji Trwam.
Trud życia sprawił, że organizm Jej powoli się wyczerpywał. Dzięki jednak ofiarnej trosce syna lekarza Andrzeja była podtrzymywana przy życiu i cały czas była duszą i sercem rodziny. Trwała na posterunku, kierując życiem i pracą domu. Stale dopytywała się o życie swych wnuków i modliła się, aby były one ludźmi szlachetnymi i dobrego serca.
Cześć Jej za jej życie, osiągnięcia, ofiarę i boleść choroby. Niech pozostanie na zawsze w naszej pamięci jako osoba bardzo pogodna, niezwykłej prawości, dobroci, szlachetności i nieskazitelnej moralności oraz rzadko spotykanego rozumu o dużym doświadczeniu życiowym. Niech będzie wzorem dla przyszłych pokoleń kobiet polskich jako żon i matek. Niech Jej postawa życiowa służy podupadającym na duchu, szukającym szczęścia tylko w złudnych dobrach tego świata.
Przy niej i przy jej ofiarnej pomocy i zrozumieniu mogłem zajmować się pracą naukową w dziedzinie matematyki, wyjeżdżać nawet na kilka miesięcy za granicę (na co się zgadzała), aby tam przedstawiać uzyskane w kraju wyniki naukowe, a także zajmować się publicystyką, dla której nieraz poddawała mi pomysły tematów. Jeśli Pan Bóg pozwoli mi jeszcze coś zdziałać i dobrego zrobić, to z myślą o Niej i dla Niej, bowiem była wzorem kobiety-Polki, żony, matki i babci. Proszę o modlitwę za nią kiedy to tylko możliwe, ale zwłaszcza w czasie mszy świętej.
Dziękuję wszystkim przybyłym, księdzu Robertowi Kaczmarkowi opiekującemu się Nią od strony duchowej w czasie Jej choroby, księdzu Mariuszowi Kuligowskiemu prowadzącemu pogrzeb wraz z ks. Henrykiem Betlejem, proboszczem parafii św. Łukasza Ewangelisty i redaktorem czasopisma tej parafii pt. „Łukaszowe Sprawy”, księdzu prałatowi Ireneuszowi Kuleszy za odprawienie uroczystej mszy świętej żałobnej i wszystkim księżom z archikatedry za wsparcie duchowe, które jest nam teraz bardzo potrzebne, księdzu dr. Przemysławowi Górze za koncelebrę, księdzu proboszczowi Andrzejowi Sowińskiemu z Mierzeszyna pod Gdańskiem, naszemu znajomemu i naszej córki, za odprawienie mszy świętej w intencji zmarłej w kościele parafialnym św. Bartłomieja Apostoła już w dzień po śmierci mej żony, księdzu doktorowi Henrykowi Nowikowi, redaktorowi czasopisma „Nad Odrą” z Zielonej Góry za odprawienie mszy św. w niedzielę rano, a O. Jerzemu Jagodzińskiemu, werbiście z Rosji za modlitwy w intencji Zmarłej w czasie trzech mszy świętych, również w niedzielę 12 kwietnia. Dziękuję artystom za oprawę muzyczną ceremonii i nabożeństwa. Dziękuję swej córce Joannie i wnukowi Łukaszowi za pomoc i wsparcie, zwłaszcza w tych dniach, wszystkim drogim memu sercu członkom rodziny bliższej i dalszej, byłym zacnym uczniom i kolegom, a przede wszystkim nieocenionemu synowi Andrzejowi, doktorowi medycyny, który poświęcił swe życie osobiste i karierę zawodową, aby ją utrzymywać przy życiu i jak najdłużej ratować. Jednocześnie proszę, by idąc śladem czynów Zmarłej, kto może, wsparł swą modlitwą i groszem organizacje charytatywne niepełnosprawnych, zwłaszcza Downa i niewidomych.
Najdroższa Zosieńko ! Przeżyliśmy we wspólnocie duchowej 67 lat, a we wspólnocie małżeńskiej lat bez mała 62. Moje słowa są za słabe, by wyrazić utratę Ciebie. Posłużę się więc słowami psalmu 143, werset 5: Wspominam dni dawne, rozmyślam o wszystkich czynach Twoich, dzieła Twoich rąk rozpamiętuję. Odeszłaś do Pana 10 kwietnia 2015 r. w piątek.
Kończę refleksją poetycką pt. „W krzyżu” Danieli Bednarek, gdyż oddaje ona uczucia mej żony, a teraz także moje.
Przybita bólem do krzyża cierpienia
z Twego moc czerpię zmartwychwstania,
ilekroć wzrok swój do ran Twych przybliżam
darzysz mnie życiem i mocą przetrwania.
I choćbym nie wiem jak często zdradzała
zawsze się z klęczek przed Tobą uniosę,
bo grzech mnie parzy i Golgoty skała,
więc cała płonę swego żalu stosem-
O Ty cierpliwy, przeze mnie cierpiący,
który się mieścisz w świętej łzie i w Chlebie,
przebaczający mi wciąż, kochający,
daruj mi wieczność u Twoich stóp w niebie.
Niech odpoczywa w pokoju z naszą nadzieją spotkania w lepszym świecie.
Tadeusz Gerstenkorn
Łódź, w dniu pogrzebu 16 kwietnia 2015 r., archikatedra łódzka i cmentarz św. Józefa przy ul. Ogrodowej.